Apostolstwo online
9 maja 2020Uroczystość św. Ludwiki w Śniatynie
16 maja 2020Ciągle się słyszy o prześladowaniu Kościoła. Jeżeli na kazaniu ksiądz przywoła jakieś fakty związane z tą sytuacją, brzmią one zawsze jak jakieś anegdoty, które nie dotyczą nas i wydają się być niemal nieprawdopodobne. Można o nich posłuchać, powzdychać. Rozczulają wrażliwe serca, które modlitwą i datkami wspierają Kościół na całym świecie. Już po wyjściu ze środka świątyni mało kto myśli o tych, dla których wyznawanie nauki Chrystusa wiąże się z wieloma trudnościami, ograniczeniami, choćby tylko takimi, że na Mszę świętą trzeba jechać kilkadziesiąt kilometrów. Nie myślimy o tym, bo my w niedzielę nie zastanawiamy się nad tym, gdzie weźmiemy udział w Mszy świętej, ale o której godzinie, dostosowując ją do swoich potrzeb. Otworzenie drzwi kościoła jest czynnością tak oczywistą, jak zjedzenie śniadania…
Jest 25 marca - święto Zwiastowania NMP. Idę na poranną Mszę świętą, bo w tym dniu przypada 17 rocznica śmierci mamy mojego męża. Słyszę śpiew, naciskam klamkę i nie mogę otworzyć drzwi. Przypominam sobie o ograniczeniach, które dzień wcześniej ogłosił rząd. Dotyczą one też ilości wiernych w kościołach. Jeszcze dzień wcześniej byłam wieczorem na Mszy świętej, a dziś nie mogę otworzyć drzwi. Nie poddaję się i próbuję wejść bocznym wejściem. Bezskutecznie. Wchodzę do zakrystii. Ksiądz proboszcz przygwożdżony do krzesła sprawia wrażenie nieobecnego. Przybity tym, co się dzieje, mówi mi, że może mnie zapisać na Mszę na 16. Wygląda tak źle, że mimowolnie myślę, żeby nie dostał jakiegoś zawału. Korzystając z okazji, zapisuję moją rodzinę na niedzielną Mszę. Myślę, czy dobrze robię, bo nasza czwórka stanowić będzie aż 80% wiernych. Wychodzę z kościoła i zaczynam płakać. Czuję wielką bezsilność i żal. Nie mogę wejść do kościoła, bo światem rządzi wirus... Zaczyna się nowa rzeczywistość. Obecność w kościele jest luksusem, na który nie każdy może sobie pozwolić. Powoli zaczyna do mnie dochodzić, że może paradoksalnie każdemu zmieni się perspektywa patrzenia na pewne sprawy - docenimy dyspozycyjność i oddanie księży…
Z niepokojem patrzymy w stronę Świąt Wielkanocnych. A co z Triduum Paschalnym? Spędzimy go przed telewizorem? Zuzi - jako Młodzieży Wincentyńskiej - udaje się czytać w kościele. Tym sposobem nie musi być liczona do limitu pięciu wiernych. Bierze udział w służbie liturgicznej. A my? Ja, mąż i młodsza córka?Wielki Czwartek. Wracamy samochodem od moich rodziców, do których pojechaliśmy, by zawieźć im jedzenie na święta. I wtedy telefon od siostry Iwony wszystko zmienił. Proponuje mi i Julce (która należy do Dzieci Maryi) udział we Mszy świętej. Propozycja pada po tym, jak mówię, że zamierzam stać przed kościołem ukryta w tujach. Korzystamy z zaproszenia. Mijamy kościół, z którego dochodzi śpiew organisty. Drzwi otwiera nam siostra Iwona. Wchodzimy po schodach do kaplicy. Rozpoczyna się Msza święta. Dostałyśmy kartki z pieśniami, więc włączamy się w śpiew. Ksiądz Jerzy mówi kazanie. Jest Wielki Czwartek. Mówi o swoich przemyśleniach związanych z kapłaństwem. Myślę o wszystkich księżach, którzy w chorych i umierających na koronawirusa widzą samego Chrystusa. Przyjmujemy Pana Jezusa pod dwoma postaciami, co dodatkowo jest dla nas wielkim przeżyciem i radością. Zostajemy zaproszone na Wielki Piątek. Wracając, rozmawiam z córką. Jest ciemno. Mówi, że tak mogłyby wyglądać Msze święte pierwszych chrześcijan - kameralne spotkanie w małej kaplicy. W Wielki Piątek znów z tęsknotą mijamy kościół w drodze do kaplicy sióstr. Jesteśmy zachwycone grobem Chrystusa zrobionym przez siostry. Dziękuję Jezusowi za łaskę uczestnictwa w nabożeństwie.
W Wielką Sobotę przychodzimy w trójkę - dołącza do nas mąż. Rodzi się poczucie wspólnoty. Wchodzę do kaplicy i czuję, że jestem wśród swoich - znów te same osoby mnie otaczają. Mąż czyta pierwsze czytanie. Ksiądz Jerzy snuje opowieść o świętach, które spędził w Stanach Zjednoczonych, o swoich wrażeniach związanych z filmem, który wtedy tam obejrzał - chodzi o Pasję M. Gibsona. Znowu wielkie przeżycie związane z przyjęciem Jezusa pod dwoma postaciami, a potem - po adoracji ksiądz Jerzy zaprasza jeszcze na herbatę i ciasto. Jest tak sympatycznie, ciepło i spokojnie, że nie chce się wracać do domu. Od siostry Katarzyny dostajemy chleb, który sama upiekła - taki rarytas na śniadanie w Wielką Niedzielę. Zanim to jednak nastąpi bierzemy udział w Rezurekcji, bo jak powiedział ksiądz Jerzy - przyznał nam abonament na całe Triduum:)
W mroźną niedzielę w drodze na Mszę, czuję wielką łaskę, jaką dostaliśmy od Boga. Tyle osób w domach, a my weźmiemy udział w Rezurekcji! Nie będzie procesji, ale to nie ma znaczenia. Biją dzwony, a my czujemy radość w sercach. Jest uroczyście i podniośle. A kazanie wyjątkowe. To pierwsze takie, jakie w swoim życiu słyszałam. Każdy mógł zabrać głos, bo mowa była o zwyczajach i symbolach Świąt Wielkanocnych. Siostry, ksiądz Jerzy i ja nie jesteśmy z Nowego Targu, więc mając trochę inne doświadczenia, mogłyśmy o nich krótko coś powiedzieć.
W poniedziałek modliliśmy się o zdrowie siostry szarytki, która zachorowała z powodu koronawirusa. Po Mszy świętej była kawa i ciasto dla dorosłych, słodycze dla dzieci i Śmigus-Dyngus dla wszystkich. Była tak ciepła atmosfera, że aż trudno było uwierzyć, że w dobie codziennych przytłaczających informacji na temat ilości chorych i zmarłych, może panować taka radość w sercu. Tak potrafi działać tylko Bóg!
Cześć Maryi!
Agnieszka U. z Nowego Targu.